Aelia Duty Free
Kilka dni temu opublikowałem relację z wizyty w Aelia Duty Free, w strefie Global Travel Retail w Warszawie (część 1 – tutaj). Dziś kontynuacja tematu.
„Le Connaisseur” – stanowisko degustacyjne sklepu Aelia Duty Free.
Miałem możliwość skosztować kilku ciekawie dobranych produktów alkoholowych z „repertuaru” sklepu
W zasadzie, podczas degustacji robiłem notki smakowe, ale przy okazji rozmawiałem z Ambasadorem FNCG o alkoholach, które próbowałem. Oczywiście nie miałem na celu sprawdzać jego wiedzy ani w żaden sposób go egzaminować, tylko z czystej ciekawości dopytywać o konkretne trunki, tak jak to robię za każdym razem, gdy degustuję whisky, brandy, piwo, czy jakikolwiek inny alkohol.
I teraz wrócę do tego, o czym napisałem w pierwszej części tego artykułu: poważne podejście do tematu i rzetelność informacji.
Na pierwszy ogień poszła wódka.
Chopin Blended Gold. Już przy pierwszym kontakcie dało się zauważyć jakość destylatu. Przyjemny aromat przykuł moją uwagę. Po spróbowaniu zapytałem z ciekawości, ile razy wódka ta była destylowana. Pan Sebastian bez chwili zastanowienia odpowiedział, że czterokrotnie. Dodał od razu, z czego wódka ta została zrobiona: ziemniak plus pszenica.
I rzeczywiście, czuć było tę charakterystyczną dla ziemniaczanego destylatu słodycz i gładką konsystencję, a także minimalną kwasowość pszenicy (którą znamy, chociażby z whisky Maker’s Mark). Zaskoczyło mnie to, że odpowiedź padła bez żadnego sprawdzania, czy upewniania się, tylko… z głowy. Naprawdę przyjemnie było posłuchać jak z pasją i zaangażowaniem, Pan Gralewski opowiadał o różnych trunkach, które przygotował na degustację.
Później przeszliśmy do The Macallan Lumina
Nie jestem fanem tej destylarni, a zwłaszcza tego, co się z nią ostatnimi czasy dzieje (wydaje się, że ceny rosną tak samo szybko, jak spada jakość ich whisky, a rzeczywistość w niewielkim stopniu odpowiada renomie, jaką cieszy się ta gorzelnia — albo raczej: cieszyła się kiedyś). Biorąc pod uwagę szybko uciekający czas, wybrałem tylko kilka trunków, które mogłem spokojnie spróbować, ocenić i opisać. Chętnie więc sięgnąłem po tę edycję The Macallan, mając na względzie to, jak skrajne emocje wywołują niemalże wszystkie kolejne jej odsłony.
Sam dałem się tym emocjom ponieść. Zawsze, gdy degustuję whisky z tej destylarni, zauważam dwie rzeczy: dobry balans i krótki finisz. Żaden element nie przeważa i całość jest zazwyczaj świetnie ułożona, ale posmak tak szybko zanika, że praktycznie odbiera to lwią część przyjemności z degustacji. W wypadku Macallan Lumina, sytuacja nareszcie uległa zmianie. Finisz był naprawdę długi (jak na Macallan), wytrawny i bardzo przyjemny. Miło było zobaczyć też, że zabutelkowana jest w mocy nieco większej, niż „ustawa przewiduje” (41,3% – zawsze to coś).
Po rozpieszczeniu gardełka delikatnymi trunkami przyszedł czas na zdecydowanie mocniejszy klimat.
Laphroaig PX Cask, butelkowana w mocy 48%. Przyznam się, że nie odrobiłem lekcji i nie wiedziałem dokładnie czego się po tej whisky spodziewać. Oczywiście, wiedziałem, że będzie to torfowa bomba i że będzie mnóstwo sherry… ale od razu po spróbowaniu, dotarło do mnie, że miałem nierealistyczne oczekiwania. Więcej wpływu sherry zapamiętałem nawet w Ardbeg Uigeadail, gdzie beczki po tym winie wykorzystane były do leżakowania jedynie około 10% destylatów użytych do złożenia tegoż napitku.
Spojrzałem na Organizatora degustacji i zapytałem, czy oprócz Pedro Ximenez widniejącego na etykiecie, były użyte jakieś inne beczki do leżakowania, bo ewidentne wyczuwałem baryłki po bourbonie. Tak, jak się spodziewałem, odpowiedź była twierdząca. Ex-sherry, to tylko jeden z trzech rodzajów beczek, w których dojrzewała degustowana przeze mnie Laphroaig.
Po chwili przerwy (m.in. na zdjęcia i bliższe zapoznanie się z asortymentem sklepu) wróciliśmy do degustacji.
Na koniec zostawiłem sobie Glenfiddich Reserve Cask.
Glenfiddich Reserve Cask. Delikatny, zbożowo-winny zapach ze świetnie ukrytym alkoholem wywarł na mnie pozytywne wrażenie. W smaku od razu dostrzegłem coś, co przypomina trochę wpływ nowych beczek z białego dębu amerykańskiego. Zastanawiam się skąd się to wzięło, biorąc pod uwagę fakt, że whisky ta dojrzewa wyłącznie w beczkach po sherry. 😁 Ogólnie rzecz biorąc, zaskoczyła mnie jej dojrzałość. Jak na edycję NAS, alkohol był bardzo dobrze zakamuflowany, chociaż finisz mógłby być nieco dłuższy.
Chciałbym mieć więcej czasu na wizytę w tym sklepie. Patrząc na półki, zauważyłem od razu, że byłoby w czym wybierać. Sam zbyt często nie latam, ale po tej wizycie, chyba jeszcze raz przemyślę mój sposób podróżowania 😁
Przejdźmy teraz do samego zaopatrzenia.
Myślę, że każdy znalazłby tu coś dla się siebie. Kilka „tytułów” od razu przykuło moją uwagę:
Laphroaig aged 25 years w cenie od 1700 do 1900 zł w zależności od celu podróży (w granicach UE lub poza jej granice).
Był też uwielbiany przez wielu miłośników torfowego dymu Octomore 8.2 o zawartości 167 PPM. Cena w UE: 677 zł, poza UE: 565 zł
Prawdziwa perełka: Johnnie Walker Blue Label Cask Edition — butelkowana w mocy beczki, 55,8%. Cena: ok. 1000 – 1200 zł
Był też Blue Label Port Ellen.
Craigellachie Small Batch 33 years in oak
Z białych kruków, pięknie prezentowała się 40. letnia Glenfiddich, której cena… nie jest już tak istotna 😉
O zawrót głowy przyprawiał także asortyment trunków francuskich: niektóre koniaki miały ponad 45 lat, podobnie rzecz się ma, jeśli chodzi o Armagnac, Calvados, czy egzotyczne rumy.
Louis XIII. 29000 – 32000 zł
Oczywiście sklep obfituje także w asortyment niewymagający aż tak wyraźnego odchudzania portfela:
Cały zestaw The Macallan Quest Travel Retail
Nie dało się przejść obojętnie obok pełnego zestawu Diageo Game of Thrones
Oczywiście, nie brakło polskich akcentów:
Różne roczniki Młody Ziemniak
Podsumowanie
Wszystko to wygląda świetnie… no, może poza asortymentem whisky z dalekiego wschodu (z japońskich edycji — prawie nic, a z destylarni Kavalan, z Tajwanu — kilka butelek), ale odniosłem nieodparte wrażenie, że samo zaopatrzenie niekoniecznie odgrywa tutaj najważniejszą rolę. W końcu to nie butelki, a pracujący tu ludzie zadbali nie tylko o miłą atmosferę, ale i o pełen profesjonalizm, który bardzo sobie cenię.
Na każdym kroku czuć, że ma się do czynienia z pasjonatami, którzy siedzą w temacie whisky nie tylko w pracy. Od Pana Sebastiana dowiedziałem się, że osoby odpowiedzialne za obsługę klienta jeżdżą na różne festiwale, uczestniczą w degustacjach i szkoleniach. Firma daje świetne możliwości rozwoju, organizując liczne szkolenia i kładąc duży nacisk na wiedzę.
Podejście do odwiedzających sklep
Od razu można to odczuć w podejściu do klienta. Odniosłem wrażenie, że priorytetem nie jest to, żeby odwiedzający sklep zostawił jak największy rachunek, ale raczej to, żeby chętnie tu wrócił.
Szczerze powiem, że nie często spotykam się z takim podejściem.
Podsumowując: poleciałem, zwiedziłem, poczęstowałem się, było fajnie i wróciłem do siebie. Teraz nadszedł czas na przemyślenia.
Global Travel Retail lub Duty Free — ostatnio pojawia się coraz więcej tego typu edycji różnych alkoholi. Mnóstwo podróżujących osób przed wylotem zaopatruje się w takie specjały. Można dostać tutaj egzemplarze niedostępne w ogólnej sprzedaży. Ceny… tutaj już nie jest tak kolorowo, jednak są konkurencyjne. Poza tym, na miejscu można niemalże otrzymać wyczerpujące informacje na temat lwiej części asortymentu, co osobiście uważam za ewenement.
Oprócz alkoholi, można zaopatrzyć się między innymi w świetnej jakości słodycze. Co prawda, nie próbowałem, ale wiem, że mogę Panu Sprzedawcy uwierzyć na słowo 🙂
Artykuł powstał przy współpracy z Aelia Duty Free, skąd otrzymałem zaproszenie na degustację alkoholi w strefie bezcłowej.
Witam,
Czy to było faktycznie „zaproszenie” czy można (za opłatą) w owym sklepie usiąść i czegoś spróbować? Czy jednak pozostaje kupić miniuaturkę z ograniczonego asortymentu?
Oraz drugie głupie pytanie celem potwierdzenia jako iż samolotem latałem zaledwie kilka razy – czy do takiego sklepu da radę się dostać nie lecąc nigdzie (skoro sklep jest za odprawą)?
Pozdrawiam,
Łukasz
Dzień dobry.
Tak – to było zaproszenie. Nie musiałem płacić za bilety.
Z tego, co wiem, można spróbować różnych whisky na miejscu, ale to było przed pandemią, więc nie wiem jak to wygląda w dobie obecnej.
W odpowiedzi na drugie pytanie, napiszę od razu, że sklep dostępny jest po odprawie, po okazaniu biletu na przelot.