Monkey Shoulder, Batch 27 – recenzja

Monkey Shoulder

Niedawno przeczytałem informację, że 97% whisky szkockiej kupowanej przez Polaków, to whisky, typu blended. W pozostałych 3 procentach należy upchać single malty oraz single grain. Zastanawiam się tylko, czy blended malt – na przykład taka whisky, jaką opisuję dzisiaj klasyfikuje się w pierwszych 97 procentach, czy już w pozostałych trzech.

Jak by nie było, na polskich stołach wciąż królują Johnnie Walkery, Grantsy, Ballantinesy i inne Golden Lochy. Dochodzimy więc do wniosku, że niestety, pozostajemy trochę w tyle za naszymi zachodnimi sąsiadami. Polacy chyba nie bardzo lubią eksperymentować i szukać nowych smaków.

W niedzielę rosół i schabowy, w lodówce Tyskie – to samo piwo od dwudziestu lat, bo sprawdzone i „najlepsze”.

Przyzwyczajenia (i zabobony)

No cóż… pozostaje pogodzić się z tym, że żyjemy w kraju, w którym słowo „kotlet” niezmiennie kojarzy się z panierowanym kawałkiem mięsa, a ludzie nie chcą witać się przez próg. Serio?! Chyba ponad połowa Polaków nie poda ci ręki przez próg – z powodu… 🤔 … każdy z innego powodu 🤣 Z obserwacji wywnioskowałem, że w Polsce większość ludzi czuje bardzo duże przywiązanie do różnych zabobonów.

Najśmieszniejsze jest to, że niektóre mity przechodzą także do świata whisky. Ba! Nawet na niektórych fejsbukowych grupach tematycznych niektórzy uparcie powtarzają, że w Żabce i w Biedronce, pracownicy na zapleczu rozcieńczają whisky i sprzedają po taniości oszukane produkty.

Niektórzy doszli w końcu do wniosku, że skoro Highland Park z Biedronki jest tak niedobry (zapewne dlatego, że to ten oszukany – Biedronkowy. Ten w Szkocji na pewno byłby lepszy), to po co kupować te wszystkie inne, dziwnie brzmiące single malty? Bruichladdich, Laphroaig, Auchroisk, Bunnahabhain… Kto wie co to znaczy? Może któraś z tych nazw przynosi pecha i jak kupię butelkę, to ciocia Jadwiga dostanie pypcia i piegów! 😱

Już lepiej kupię starego, „polskiego” Johnnie Walkera. Dziadek pił, wujek pił, ojciec pił, ja będę pił. Sprawdzony.

Ot, moja teoria z przymrużeniem oka dotycząca popularności whisky blended w Polsce.

Tyle, tytułem wstępu.

Glenfiddich, The Balvenie, Kininvie. Takie oto single malty składają się na degustowaną dzisiaj whisky. I tak, jak Glenfiddich, czy Balvenie nie trzeba nikomu przedstawiać, tak Kininvie to gorzelnia, której destylaty trafiają niemalże wyłącznie do blendów. Można, co prawda znaleźć także 17-letnią edycję single malt, ale nie jest ona zbyt popularna.

W składzie Monkey Shoulder nie znajdziemy destylatów zbożowych (grain), całość została zabutelkowana w minimalnej mocy 40%, zabarwiona karmelem i oczywiście poddana filtracji na zimno.

Skąd pomysł na nazwę?

Sama nazwa Monkey Shoulder jest swego rodzaju hołdem dla niegdysiejszych pracowników destylarni. To potoczna nazwa pewnej zwyrodnieniowej choroby stawu barkowego, której to często wspomniani pracownicy nabawiali się z powodu ręcznego przerzucania ogromnych ilości słodu z podłóg w magazynach. Dzisiaj wykonuje się to maszynowo, choć niektóre gorzelnie nadal część swojego słodu przerzucają ręcznie.

Przejdźmy w takim razie do degustacji, bo już dawno nalane i zwietrzeje.

Monkey Shoulder

Blended Malt Scotch Whisky

Region: Speyside

Objętość alkoholu: 40%

NAS

Batch #27

Nietorfowa

Filtrowana na zimno

Leżakowana w beczkach po bourbonie

Kolor: bursztyn, z dodatkiem karmelu

Notka smakowa

Zapach: toffi, kakao, goździki, zielone jabłko (albo… niech będzie, że Knur Konesur miał rację: papierówka 😉), miód rzepakowy, rodzynki, lakierowane drewno, kwiat koniczyny, dojrzałe brzoskwinie, tymianek. Alkohol średnio ukryty. 21/25

Smak: aromat zrobił na mnie większe wrażenie. Tutaj jest bardzo alkoholowo. Pestki moreli, syrop cukrowy, kakao, czarny pieprz, karmel, masło, bita śmietana, Panna Cotta, wanilia. Niby dużo się dzieje, a jednak jest jakiś taki… wodnisty. 18/25

Finisz: kandyzowana skórka pomarańczy, pieprz, przypalony karmel, budyń waniliowy, gorzka czekolada, grejpfrut. Średnio-długi. 20/25

Balans: całkiem przyzwoita whisky. Co prawda, w smaku nie rozkłada na łopatki, ale w tej cenie, myślę że warto spróbować. Podoba mi się to, że czuć dobrej jakości beczki po bourbonie, ale drewno nie dominuje. Najbardziej przypadł mi do gustu zapach. 21/25

Ogólnie: 80/100

Inne opinie

whiskyfun (2015): 73/100

whiskybase: 78,55/100 w oparciu o opinie 298 osób

Cena: ok. 110 zł

Nie odradzam 😉

Więcej zdjęć tutaj

Whisky Reset na Facebooku

3 thoughts on “Monkey Shoulder, Batch 27 – recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.