Przegląd starych blendów
Dziś tak mnie naszło na przegląd butelek z lat 70. Każdą z nich opisałem już na blogu i pomyślałem, żeby jeszcze do nich wrócić zanim zwietrzeją. Zróbmy mały przegląd starych blendów.
Nie będzie to porównanie, bo nie widzę sensu tego robić. Po prostu opiszę ogólne wrażenia i to, co mi się nasuwa, kiedy te starocie znajdują się w szkle.
Przegląd starych blendów
Bohaterami wieczoru są:
1) Ambassador Deluxe Scotch (86 pkt)
2) Dewar’s White Label (85 pkt)
3) Queen Anne Rare Scotch Whisky (89 pkt)
4) Royal Pheasant 5yo (82 pkt)
Kolejność alfabetyczna 🙂
Największe wrażenie zrobiła na mnie Queen Anne. Rzeczywiście w zestawieniu tym dość wyraźnie góruje nad innymi, sprawiając wrażenie pretendowania do zdobycia rzeczywistego tytułu królowej.
Zobaczymy, czy tak będzie.
Kolor
Najciemniejsza jest Queen Anne, najjaśniejszy kolor ma Royal Pheasant.
Zapach
Dewar’s najbardziej alkoholowy, a najprzyjemniejszy w aromacie jest chyba Ambassador. Queen Anne, najbardziej wytrawna, orzechowa.
Każda z tych whisky pachnie zupełnie inaczej. Nie są do siebie podobne. Najciekawsze jest to, że wszystkie są ciekawe. W żadnej z nich nie czuć tej, tak powszechnej dziś „blendowości”. Nie wiem z czego ona wynika – z nadmiaru kukurydzianego destylatu, kiepskich, zmęczonych beczek, czy może wszystkiego po trochu.
Tutaj mam wrażenie, że obcuję z trunkami dużo wyższej jakości. Z lepszych beczek, niż te, w których dojrzewają dzisiejsze blendy. Z czasem każda z tych whisky się zmienia. Ewoluuje. Alkoholowa intensywność łagodnieje we wszystkich czterech.
Smak
Ambasador – intensywnie goryczkowy z wyraźnym akcentem gryczanego miodu i lukrecji. Dewar’s – bardziej kwiatowo-bourbonowy. W tle jakaś guma balonowa (?!)
Queen Anne – orzechowo-owocowa petarda z odrobiną dymu i powideł.
Royal Pheasant – ten z kolei najbardziej przypomina mi dzisiejsze blendy. Tylko te trochę lepsze. Coś jak 12-letni Ballantine’s.
Finisz
Ambasador i Queen Anne zostawiają odrobinę dymu w posmaku. Pozostałe dwie są mało charakterystyczne.
Podsumowanie
Jak zaznaczyłem na wstępie, nie chodziło mi o porównanie, ani wskazanie która z nich jest według mnie najlepsza. Chciałem skupić się głównie na ogólnych wrażeniach związanych z degustacją blendów sprzed epoki.
Faktycznie Queen Anne i Ambassador najbardziej mi smakowały, ale każda z tych whisky była ciekawa.
Przyjemne doświadczenie, jednak gdybym miał do wyboru pić albo stare blendy, albo dzisiejsze, nawet te popularne, łatwo dostępne single malty, to chyba jednak wybiorę whisky słodową. Oczywiście nie każdą, ale po jakimś czasie wyrabiamy sobie opinie i zdanie na temat tego, w którym kierunku chcemy iść.
Wiemy też czego unikać.
Jednak gdybym miał wybierać między starymi blendami a nowymi… to tak, jakby nie było wyboru.
Warto czasem poszukać czegoś starego. Nawet jeśli to mają być jedynie zakurzone miniaturki – takie na raz, maksymalnie 2 razy.
Więcej zdjęć tutaj