Już niemal od samego początku, od kiedy zacząłem interesować się whisky, z zainteresowaniem przyglądałem się ocenom, jakie próbowanym trunkom wystawiali podejmujący się degustacji koneserzy.
Wydawało mi się wtedy, że wystarczy spojrzeć na sam ostateczny werdykt w postaci oceny. No, chyba, że ma się więcej czasu, to wtedy warto przeczytać też notkę smakową.
Do tej pory na blogu pojawiły się relacje ze zwiedzania trzech destylarni: Glengyle, Glen Scotia oraz Springbank. Wszystkie trzy leżą w jednym miasteczku, w odległości około 8 minut pieszo. Wpisy te pojawiały się mniej więcej w 30-dniowych odstępach, mimo że każdą z tych destylarni odwiedziliśmy w tym samym dniu.
Następnie z półwyspu Kintyre (na którym leży Campbelltown), udaliśmy się na Islay. Była sobota, więc nie mieliśmy dużego wyboru, którą gorzelnię odwiedzić. Po krótkiej konsultacji z Rajmundem Matuszkiewiczem – autorem książki „Droga Whisky”, postawiliśmy na Bowmore – najstarszą destylarnię na Islay. Ale ją zostawiliśmy sobie na koniec, jako przysłowiową wisienkę na torcie. Najpierw udaliśmy się do Bruichladdich Distillery.
Bruichladdich Distillery Tour
Naszą Tour Guide była Samantha Turnbull. Nie minęły 2 minuty i już nas wszystkich kupiła swoją charyzmą, osobowością i świetnym poczuciem humoru.
Zwiedzanie zaczęliśmy od krótkiego rysu historycznego destylarni.
Początki
W 1881 roku powstały dwie gorzelnie na Islay – Bruichladdich oraz Bunnahabain. W tamtych czasach budynek, który właśnie oglądamy postrzegany był, jako dzieło sztuki. Nie był to adaptowany obiekt, tylko wszystko powstało od podstaw. Wiele tych budynków zachowało się do dziś.
Bruichladdich kiedyś była wyposażona w podłogi do słodowania, czego niestety teraz nie ma… ale wrócimy jeszcze do tego tematu.
Założyciele
Założycielami destylarni byli trzej bracia Harvey.
Wcześniej bracia ci posiadali destylarnię grain whisky w Glasgow. W tamtych czasach wszelka whisky produkowana była na potrzeby blendów. Nikt nie zawracał sobie głowy single maltami. Na wyspę Islay przybyli w poszukiwaniu torfu – a ściślej mówiąc, w celu produkowania torfowej whisky. Poza tym, jak na Szkotów przystało, niemały wpływ na podjęcie tej decyzji miały finanse.
W tamtych czasach, podatki na wyspach wyglądały nieco inaczej – bardziej korzystnie, niż na mainlandzie. Poza tym, celnicy o wiele rzadziej odwiedzali odległą wyspę, niż pozostałe części Szkocji przyległe do stałego lądu. Krótko mówiąc: jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze.
Bracia Harvey pochodzili z Irlandii Północnej. Niedaleko położona wyspa Islay wydawała się idealnym położeniem na wybudowanie destylarni z jeszcze innego, ciekawego powodu. Irlandzcy poborcy podatkowi niechętnie zaglądali na tę wyspę z powodu Ileachs (rdzennych mieszkańców wyspy Islay). Najzwyczajniej w świecie, bali się ich i uważali ich za… jakby to miło ująć… barbarzyńców 😅 Jednak, jak zapewniła nas przewodniczka, sytuacja ta jakiś czas temu już uległa zmianie (o czym mieliśmy jeszcze okazję przekonać się osobiście).
Zmiany właścicieli
Ostatni z braci zmarł w roku 1936 i firma przeszła w ręce obcej, niewielkiej firmy, a z czasem została sprzedana do Whyte & Mackay. W latach 90. destylarnia Bruichladdich została zamknięta, a w magazynach nadal leżakowały destylaty w beczkach. W tamtych czasach, gorzelnia ta produkowała wyłącznie whisky nietorfowe.
Na przestrzeni lat, a nawet dziesięcioleci, Bruichladdich dała się poznać, jako destylarnia lubiąca, i nie bojąca się eksperymentować. Jednak lata 80. i 90. XX wieku nie sprzyjały produkcji whisky słodowej. Królowały wtedy blendy, więc destylarnia ta, jako jedna z wielu, została zamknięta, a produkcję wstrzymano.
W latach 90. zamkniętych bram pilnowali ochroniarze, a miejsce to wyglądało na trochę… zapomniane. Jednak w magazynach nadal dojrzewały destylaty w beczkach. Niestety, takie były czasy – głównym alkoholem wysokoprocentowym sprzedawanym w Wielkiej Brytanii była (i w sumie nadal jest) wódka. Jeśli chodzi o whisky z pojedynczych destylarni, wcale nie cieszyły się one zbytnio popularnością. Podaż przekroczyła popyt. Trzeba było zaniechać produkcji whisky, ponieważ nie było komu jej kupować.
Ważny etap
Wtedy to Mark Reynier – właściciel niezależnej rozlewni Murray McDavid zainteresował się destylarnią Bruichladdich. Rzeczony jegomość bardziej niż samą whisky, cenił sobie wino. Nietrudno się domyślić, że dla fanów wina, intensywne, torfowe whisky, z których słynie wyspa Islay, nie są zbyt atrakcyjne.
Jednak Bruichladdich znana jest z delikatnych whisky nietorfowych. I te przypadły mu do gustu. Do tego stopnia, że postanowił… kupić destylarnię.
Wyprawa na Islay
Pewnego dnia, wspomniany wcześniej Mark Reynier (właściciel Murray McDavid) wraz ze swoim bratem, wybrał się na wycieczkę rowerową na Islay. Urzeczony spróbowanymi wcześniej edycjami whisky z destylarni Bruichladdich, postanowił przyjrzeć się jej z bliska. Podjechał pod zamknięte bramy w nadziei, że zostanie przez kogoś zauważony. Zauważony został… ale to co wydarzyło się chwilę później z pewnością nieco go zaskoczyło.
Na bramie widniał napis: „Obiekt zamknięty! Wstęp wzbroniony”.
Reynier stanął chwilę dłużej przy bramie i poczekał aż ktoś do niego podejdzie. Podszedł ochroniarz i zapytał go czego tu szuka. Mark R. Miał już wtedy w planach kupno destylarni, powiedział więc: „Rozmawiałem z Whyte & Mackay i jestem zainteresowany kupnem destylarni. Chciałem troszkę się rozejrzeć po obiekcie”. Odpowiedź musiała go zaskoczyć: „Obiekt zamknięty! Sp….. 🤔… ’adaj’„.
Negocjacje
Mark Reynier zastosował się do bezpośredniej rady ochroniarzy i ’oddalił się stamtąd w innym od zamierzonego kierunku’. Postanowił jednak nie dawać za wygraną i wrócił do negocjacji z Whyte & Mackay. W końcu w roku 2000 udało się zakupić destylarnię za około 7 milionów funtów.
W magazynach wówczas leżakowało ponad 20 000 beczek z destylatem. Przed nowymi właścicielami pojawił się dylemat w „co teraz zrobić z tymi wszystkimi beczkami?”. Podjęto wówczas kluczową decyzję sprowadzenia legendy szkockiego gorzelnictwa – Jima McEwana, który jako master blender legendarnej destylarni Bowmore, przeszedł do Bruichladdich.
Rozpoczęcie produkcji
W 2001 roku Jim McEwan rozpoczął produkcję w destylarni Bruichladdich
W odróżnieniu do pozostałych destylarni z wyspy Islay, profil w Bruichladdich miał być nietorfowy. A ponieważ właściciele destylarni byli koneserami wina, starali się przenieść filozofię wina (terroir) na whisky, która właśnie miała tu powstawać.
Różne wina, które powstają z tych samych winogron, ale z różnych rejonów Francji, inaczej smakują. Mają na to wpływ różne czynniki atmosferyczne, między innymi nasilenie światła słonecznego, gleba, głębokość korzeni itp. okazuje się, że podobnie jest z whisky.
Do 2004 roku korzystano tutaj wyłącznie z jęczmienia hodowanego w Inverness, w mainlandzie Szkocji. Jednak od 2004, zaczęto współpracę z lokalnymi farmerami na Islay, którzy od tamtej pory hodują jęczmień, z którego powstają niektóre bottlingi Bruichladdich.
Terroir Matters
I tutaj dochodzimy do sedna hasła: „Terroir Matters”. Gdy weźmiemy pod uwagę nietorfowe edycje Organic Barley, Islay Barley, BereBarley oraz Scottish Barley, w seriach tych kluczową rolę odgrywa jęczmień, który pochodzi z różnych rejonów Szkocji. Z czasem, podobną strategię podjęła młodziutka, dynamicznie rozwijająca się destylarnia Kilchoman.
Oczywiście, od kiedy Jim McEwan zaczął tutaj pracę, whisky nie są poddawane filtracji na zimno, ani nie zawierają dodatku barwnika. W destylarni, oprócz whisky produkuje się również gin.
Wszystko powstaje na miejscu, również tutaj odbywa się cały proces maturacji aż po butelkowanie. Jedyne czego nie robi się na miejscu, to słodowanie jęczmienia. Destylarnia nie posiada własnej podłogi do słodowania, choć są plany, żeby na przestrzeni pięciu lat sytuacja ta uległa zmianie.
Nowy właściciel
23. lipca 2012 roku Remy Cointreau kupiło destylarnię Bruichladdich. Zapłacono 58 milionów funtów.
Nowe podejście
Port Charlotte i Octomore
Oprócz nietorfowych destylatów, butelkowanych, jako Bruichladdich, destylarnia produkuje także dymne Port Charlotte i najbardziej torfowe whisky na świecie, Octomore. Jednak pod tym względem, destylarnia Ardbeg zaczyna deptać im po piętach. Mowa tu, oczywiście o poziomie fenoli w słodzie, a nie w gotowym produkcie końcowym.
I tak idąc tym tokiem rozumowania, dla Port Charlotte, poziom fenoli wynosi 40 PM. Według tego, co powiedziała nam pani odprowadzająca nas po destylarni, wszystko, co zawiera powyżej 30 PPM w słodzie, sklasyfikowane jest, jako heavily peated, czyli mocno torfowa whisky. Do tej kategorii zaliczają się np. Caol Ila, Lagavulin, czy Laphroaig.
Pod tym względem, Octomore do tej pory nie miał konkurencji. Jednak dla wielu whisky to jest po prostu zbyt droga, jak na to, co ma do zaoferowania.
Octomore – dlaczego tak drogo?
Podczas zwiedzania destylarni, dowiedziałem się dlaczego ceny tej edycji whisky są tak drogie. Wędzenie torfem jęczmienia do tak wysokiego poziomu fenoli, wymaga bardzo długiego czasu i głównie to jest przyczyną wysokich cen edycji Octomore.
Jak już wcześniej wspomniałem, edycje te składają się z już gotowego wędzonego jęczmienia, sprowadzonego z innej części Szkocji. Jeśli chodzi o słodownię Port Ellen, dowiedzieliśmy się że oni nigdy nie byli skłonni uwędzić jęczmień do takiego poziomu PPM, jaki spotykamy w edycjach Octomore.
Następnie mieliśmy możliwość ocenić zapach gotowego wędzonego słodu jęczmiennego.
Bruichladdich używa młynka do zboża o nazwie Bobby Mill, podobnie jak destylarnia Ardbeg. Jeden batch składa się z 7 t jęczmienia. Po zmieleniu, pozyskujemy tutaj 10% mąki, 70% śruty, i 20% łuski.
Następnie całe 7 t jęczmienia poddawane jest procesowi zacierania. Tutaj mieliśmy możliwość zauważyć jak bardzo manualną jest produkcja whisky w tej destylarni.
Napięte terminy spowodowały, że na wyspę Islay dotarliśmy w sobotę. Dlatego jak w każdą sobotę, w Bruichladdich trafiliśmy na produkcję ginu.
Ciekawostka: wielu z nas zapewne zauważyło nietypowy jak na whisky kolor, który często znajdujemy na butelkach Bruichladdich. Jest to wyraźnie turkusowy, lekko morski odcień. Okazuje się, że jest to ten kolor, który w piękny słoneczny dzień można zobaczyć lecąc samolotem na Islay i właśnie ta barwa odbija się w morzu. Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić, ale właśnie taką informację otrzymaliśmy podczas zwiedzania.
Następnie obejrzeliśmy Wiktoriańską siedmiotonową, otwartą kadź zacierną. W całej Szkocji jest tylko sześć takich kadzi i jedna z nich w znajduje się właśnie tutaj.
Najciekawsze jest to, że od 1781 r., każda butelka whisky Bruichladdich zaczęła swój żywot w tej właśnie kadzi! Jest ciągle użytkowana przez ponad 240 lat, i nigdy nie została wymieniona.
Destylarnia lubi eksperymentować
Swego czasu, do oferty destylarni wprowadzono edycję Bere Barley. Produkowano go podobnie jak zwykły jęczmień – 7 t na batch. Jednak jęczmień ten, po zmieleniu był o wiele gęstszy.
Po dodaniu tej samej ilości wody, co do normalnego jęczmienia, masa stała się bardzo gęsta i niemożliwa do mieszania. To spowodowało złamanie ramienia mieszającego w kadzi zaciernej.
Wtedy dokonano naprawy, i widać to po bliższym przyjrzeniu się rzeczonemu ramieniu mieszającemu. Nowe części wyraźnie wyróżniają się na tle wysłużonych, używanych od lat elementów. Niestety, naprawa wymagała mnóstwa środków i czasu, bo takich części oczywiście nie da się wziąć z półki sklepowej.
Szkocki klimat
W procesie produkcji dużą rolę odgrywa zarówno pogoda, jak i źródło wody, z którego czerpie destylarnia. Na Islay nie ma upalnego lata ani mroźnych zim. Temperatura jest umiarkowana a wilgotność bardzo wysoka.
Często powoduje to obfite wyładowania atmosferyczne, powodujące przerwy w dostawie prądu na całej wyspie. Sytuacja ta zmusiła właścicieli destylarni do zainstalowania generatorów prądu, dzięki czemu gorzelnie mogą pracować podczas tych przerw, a proces produkcji nie musi być wtedy przerywany.
Poza tym, osoby, które były na Islay w destylarni Bruichladdich, na pewno zauważyły płynący nieopodal strumyk. Woda w nim ma brązowy kolor – podobny do piwa. Dzieje się to za sprawą torfowisk, przez które woda ta przepływa. Oczywiście sam fakt wysokiej zawartości torfu w wodzie, nie powoduje, że w smaku whisky wyczujemy dymne nuty… ale tego chyba nie muszę tłumaczyć 😅
Wiele destylarni na Islay korzysta z podobnych ujęć wody, jednak w Bruichladdich, woda, z której powstaje później whisky pobierana jest z innych źródeł.
Fermentacja trwa średnio 72 godziny. Według zapewnień Samanthy, skutkuje to wyraźnie owocowym akcentem brzeczki ze sporą ilością estrów.
W destylarni znajdują się dość wysokie alembiki, które dzięki sporej powierzchni oczyszczają destylat z niechcianych, ciężkich, siarkowych nut. Po destylacji w pierwszym alembiku (wash still), spirytus osiąga 24% alkoholu objętościowo. Następnie trafia do drugiego alembiku (spirit still), gdzie osiąga poziom około 69%.
Do beczek najczęściej wlewa się destylat o mocy 63,5% ABV.
Ugly Betty
Kolejnym ciekawie wyglądającym alembikiem jest tzw. Ugly Betty. Jednak nie wykorzystuje się go do produkcji whisky. Tutaj powstaje gin, z produkcji którego Bruichladdich również jest znana.
Botanist 22
Fantastyczny gin, który produkuje się właśnie tutaj nosi nazwę Botanist 22. Oznacza to, że w procesie produkcji wykorzystuje się 22 ręcznie zbierane rośliny. Część z nich pochodzi z wyspy Islay. Destylat używany do produkcji ginu powstaje z pszenicy.
Na koniec, wróćmy do tematu podłogi do słodowania. Podczas zwiedzania, dowiedzieliśmy się, że są plany budowy słodowni w Bruichladdich. Zapewne podniesie to trochę koszty produkcji whisky, ale spowoduje to również podniesienie rangi destylarni. Będzie bardziej rzemieślniczo… kraftowo. A przecież to właśnie to tygrysy lubią najbardziej 😁
Degustacja
Następnie przeszliśmy do degustacji.
1. The Laddie Scottish Barley
Tej whisky myślę że nikomu nie trzeba przedstawiać. Szczerze mówiąc, nigdy za nią nie przepadałem. Tak naprawdę, lubiłem ją tylko za kolor butelki. Jednak podczas zwiedzania destylarni, podszedłem do niej trochę inaczej… z sentymentem.
Też znana, podstawowa odsłona torfowej edycji whisky, która tutaj powstaje. Nie zachwyca, ani też nie zniechęca. Od, taki, torfowy średniak. Jeśli chcecie wiedzieć jak smakuje, link podaję <tutaj>.
3. Rock’Ndaal.01.2 Feis Ile 2022
Tutaj zaczynało robić się ciekawie. To blend trzech różnych, powstających tutaj stylów whisky: beztorfowej Bruichladdich, dymnej Port Charlotte i ultra torfowej Octomore.
Whisky ta nie posiada deklaracji wieku i zabutelkowano ją w mocy 50% ABV. Notki smakowej jeszcze nie opublikowałem, ale mogę podać link do whiskybase.
Mniej więcej w tym momencie, opuścił nas Władek – Whisky MaltContent i poszedł nagrywać video na ławce przed destylarnią. Recenzja dotyczy właśnie degustowanej przed chwilą Port Charlotte. Zapraszam do video na jego kanale:
Niespodzianka
Samantha widząc nas – samotnych i opuszczonych przez kolegę, zlitowała się i wyciągnęła coś ciekawego spod lady.
Octomore 13.3
Bardzo ciekawa i niezwykle pijalna edycja uwielbianej przeze mnie serii. Oceniłem ją na 91/100 a wpis na blogu wciąż jeszcze czeka na swoją kolejkę. Póki co, podaję link do whiskybase.
Potem pozostało nam zrobić kilka zdjęć w visitor centre, kupić trochę ciuchów i nastawić się psychicznie na wydarzenie, które miało nas czekać tego wieczora.
Podsumowanie
Jadąc na Islay, wiedzieliśmy, że odwiedzimy tylko dwie destylarnie. Postawiliśmy na te, których nie byliśmy wielkimi fanami. Próbowałem. Naprawdę… 😅
Wycieczka super! Ciekawa historia, piękne miejsce, rewelacyjna Samantha. Wszystko mi się podobało… ale whisky (poza wyjątkami, które tylko potwierdzają regułę) – nadal taka sobie 🙂
Właśnie opada kurz po pierwszej edycji Poznań Whisky Festival, która to odbyła się 1 i 2 marca na Międzynarodowych Targach Poznańskich. Aktualnie wracam pociągiem, przeglądam zdjęcia i aż sama gęba się uśmiecha jak wspominam minione 2 dni. Próbowałem kilku niezłych trunków, kilka wybitnych whisky, poznałem ciekawych ludzi i dokonałem niezwykłego odkrycia… ale zacznijmy od początku.
Jak już wspomniałem, postaram się raz w miesiącu wrzucać relację ze zwiedzania jakiejś destylarni. Myślałem o tym, jaką dobrać kolejność i postanowiłem publikować te wpisy zgodnie z pierwotnie obranym planem. Trzecią destylarnią na naszej mapie zwiedzania była Springbank Distillery.
Przyszedł wreszcie czas na podsumowanie roku. Miało być na początku stycznia… 😅 ale niestety, dopiero teraz zdołałem dokończyć ten wpis. Mieliśmy już sporo podobnych podsumowań, a chyba najlepiej zrobił to Krzysztof Dynowski. Jednak ja opiszę głównie rzeczy związane z whisky, w których sam brałem udział oraz poruszę kilka tematów pobocznych.
Niby wystarczy tylko napisać co takiego działo się w przeciągu minionych dwunastu miesięcy, ale naprawdę trudno mi podsumować ten rok. Był on dla mnie (jak i chyba dla każdego z nas) wyjątkowo emocjonalny, głównie z powodu wydarzeń dziejących się blisko, ale, niestety, nie związanych z whisky.
Postaram się jednak poruszać w tym wpisie tematy głównie związane z whisky. Zacznijmy od Pań.
Agnieszka z Kiss Me Whisky zamknęła blog. Przestała pisać i publikować materiały na blogu. To, dla mnie wielka strata, bo bardzo lubię jej twórczość, mimo że nie udało mam się osobiście poznać (jedynie on-line). Mam jednak nadzieję, że uda nam się jeszcze gdzieś strzelić wspólne zdjęcie na jakimś festiwalu.
Tym sposobem z czterech dziewczyn piszących o whisky, pozostały tylko 3. Szkoda. Wielka szkoda.
WhiskyElla wydała już 4 whisky sygnowane własną marką. Miałem przyjemność spróbować trzech z nich. Ich poziom jest bardzo wysoki, o czym niedługo napiszę w osobnym wpisie.
Zmiany, zmiany, zmiany
Zacząłem na blogu kilka nowych rozdziałów: przegląd polskich bottlingów, zwiedzanie destylarni, poradniki dla początkujących itp. Mam nadzieję, że tego typu wpisy również się komuś przydadzą.
Przy okazji nadmienię, że przestałem publikować recenzje na różnych fejsbukowych grupach tematycznych. Do wyjątków należy kilka grup, z którymi jestem bliżej związany, ale publikowanie recenzji na nich należy już do rzadkości.
Właśnie dlatego postanowiłem założyć nową grupę na Facebooku. Sama nazwa nie jest zbyt twórcza: „Whisky Reset Facebook Group” i to właśnie tam znajdą się wszystkie kolejne wpisy. Jednak oprócz tego, właśnie na tej grupie publikuję różne relacje z bieżących wydarzeń, a także wpisy, które ostatecznie nie znajdą się na samym blogu.
Jest to swego rodzaju poszerzenie mojej działalności o wyraźną interakcję z członkami grupy. Można wymieniać się doświadczeniami, zadawać pytania, publikować własne opisy. Na razie grupa żyje i jest aktywna. Mam nadzieję, że tak zostanie.
Festiwale
W 2022 roku wziąłem udział w dwóch festiwalach whisky. XIII Ogólnopolski Festiwal Win i Alkoholi, który odbył się w Warszawie, a także w English Whisky Festival w Birmingham.
To właśnie w Warszawie (po kilku latach „znajomości online”), w końcu osobiście mogłem poznać Mata Chamiego, po rozmowie z którym postanowiłem wrócić na facebookową grupę Idziemy na Whisky.
W Birmingham poznałem mnóstwo ciekawych ludzi i spróbowałem interesujących, angielskich whisky. Szczerze powiem, że jest potencjał i sporo z tego, co tam spróbowałem, znajdzie się na blogu.
Whisky MaltContent
Poczynania Władysława Porębskiego śledzę od samego początku, od kiedy zaczął publikować swoje materiały video na temat whisky. Jego pierwszy videoblog (Dębowa Beczka) nie spotkał się, niestety, z ciepłym przyjęciem wśród polskich odbiorców. Ja jednak zawsze wiedziałem, że to bardzo dobry materiał na vlogera. I jak się okazało, Władek powstał z popiołów, rozwinął skrzydła i zbudował bardzo fajny kanał na YouTube – Whisky MaltContent.
Gdzieś na przestrzeni lat, nawiązaliśmy kontakt na Facebooku. Z czasem pojawiła się współpraca, polegająca na przykład na wspólnym prowadzeniu degustacji online. Jednak postanowiliśmy nieco tę współpracę poszerzyć.
W listopadzie udało nam się „skompatybilizować” urlopy, dzięki czemu mogliśmy wspólnie zwiedzić 8 destylarni whisky (Glengyle, Glen Scotia, Springbank, Bruichladdich, Bowmore, Spirit of Birmingham, Cotswolds i Bimber) i wziąć udział we wspomnianym już wcześniej Birmingham Whisky Festiwal.
Port Ellen
W minionym roku, udało mi się spróbować trzech edycji whisky z zamkniętej destylarni Port Ellen. Od zawsze chciałem spróbować czegokolwiek z tej gorzelni. Jak się okazało, w 2022 roku dane mi było opisać aż trzy z nich.
Oprócz tego, w końcu udało mi się spróbować whisky starszej ode mnie. Była to 46-letnia Invergordon, od polsko-niemieckiego bottlera, The Finest Malts. Whisky zdobyła ogromną liczbę 93/100 punktów, co postawiło ją w pierwszej piątce whisky próbowanych w tym roku. Link do wpisu, w którym sporządziłem krótką notkę do tej whisky znajdziecie <tutaj>.
Miler Spirits whisky bottling
Wydarzenie, o którym warto wspomnieć, to również kolejna inicjatywa Tomasza Milera. Na rynku pojawiło się 5 edycji whisky butelkowanych przez Miler Spirits. Całą serię opisałem <tutaj>.
Droga Whisky
Nie byłoby podsumowania 2022 roku, bez wzmianki o wydaniu przez Rajmunda Matuszkiewicza książki pt. „Droga Whisky„. To właśnie w 2022 roku – po 22 latach eksploracji Szkocji i szkockich destylarni, światło dzienne ujrzało to niezwykle literackie dzieło. Jest to bez wątpienia, najlepsza książka o whisky, jaką kiedykolwiek czytałem.
Postanowiłem wziąć tę książkę w jakieś ciekawe miejsce i pstryknąć sobie z nią pamiątkową fotkę. Myślę, że autor je rozpozna i mam nadzieję że zaaprobuje ten pomysł.
Niespokojne czasy
Niestety, nadeszły czasy, gdzie kryzys goni kryzys. Można to odczuć niemal przy każdych zakupach. Oczywiście, wpływa to również na mniejsze zainteresowanie samym tematem whisky w sieci. Rekordowy grudzień (jeśli chodzi o wejścia na stronę) przestał być już tak rekordowy, jak chociażby w roku poprzednim, gdzie ilość wejść na stronę przekroczyła 41 000.
Tym razem w grudniu, witryna zanotowała 29 551 wejść, co i tak jest całkiem niezłym wynikiem.
Podsumowanie
Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się wziąć udział w większej ilości festiwali whisky. Jednak już wiem, że w Katowicach nie dam rady się pojawić, ale może uda się dostać wolne na Whisky Day Cracow.
Dziękuję Wszystkim za wsparcie i doping. Oby w barku nigdy nie zabrakło nam dobrej whisky i oby więcej przedstawicielek płci pięknej zainteresowało się tym tematem.
Całkiem niedawno opublikowałem wpis, w którym zestawiłem 5 whisky single malt na początek przygody z whisky. Link do tego wpisu znajdziecie <tutaj>. Potem pomyślałem, że skoro powiedziało się „A”, to teraz trzeba powiedzieć „B”, żeby tamten wpis miał sens. Bo przecież oprócz tego jakie whisky kupić, trzeba także wiedzieć jak degustować whisky.
Zaczynamy ranking Top 5 whisky single malt, które z pewnością warto wziąć pod uwagę na samym początku przygody z whisky, typu single malt. W końcu, wśród osób próbujących whisky, zawsze znajdzie się część, która zechce dalszej eksploracji tematu. I w momencie, kiedy blendy przestają być interesujące, pojawia się myśl: „to, czym zachwycają się na filmach… to musi być coś innego”.
Tym sposobem odkrywamy, że na półkach sklepowych zawsze stały butelki whisky, typu single malt.
W końcu nadszedł czas na top 10 whisky 2021 roku. Nie chodzi mi jednak o ranking whisky które w tym roku pojawiły się w sprzedaży. W dzisiejszym artykule chciałem przypomnieć 10 najlepszych whisky, które w 2021 pojawiły się na blogu i zostały przeze mnie najwyżej ocenione. Continue reading „Top 10 whisky 2021 roku – podsumowanie”
Podobnie, jak to miało miejsce rok temu, postanowiłem w kilku słowach opisać co wydarzyło się zarówno na blogu, jak i wśród innych blogerów, bottlerów i na fejsbukowych grupach. Panie i Panowie, podsumowanie roku 2021.
W poprzedniej części opisałem z grubsza ręcznie wykonane produkty, które dostałem od Maker’s Mark. Tym razem chciałem nakreślić sam temat promocji młodego polskiego rzemiosła.
W dzisiejszych czasach, gdy pieniądz często zdaje się być wartością najwyższą, ręczne wyroby powoli odchodzą w niepamięć. Większość konsumentów najpierw zwraca uwagę na dostępność i cenę produktu, a dopiero później – na wykonanie. Jednak miłośnicy whisky często do tej większości nie należą.
Dla pasjonatów alkoholi premium, liczy się przede wszystkim jakość, a nie dostępność, czy nawet przystępna cena. Weźmy na przykład pod uwagę dwie butelki 12-letniej szkockiej whisky. Z jednej strony mamy Glenfiddich 12, a z drugiej Springbank 12.Glenfiddich jest nieporównywalnie bardziej dostępna i mniej więcej 4 razy tańsza od tej drugiej. Jednak to właśnie butelka Springbank wywołuje szybsze bicie serca u wielu pasjonatów złotego trunku.
Powód jest prosty – jakość, rzemieślnicze wykonanie, ręczna robota… i to widać i czuć. Sam osobiście bardzo cenię ręczne wykonanie.
Dlatego od zawsze podobały mi się butelki Maker’s Mark. Nawet gdy jeszcze nie interesowałem się whisky, ta charakterystyczna butelka z rustykalną etykietą i czerwonym woskiem na szyjce od dawna przykuwała moją uwagę. Okazuje się, że faktycznie wszystkie te butle zanurzane są ręcznie w odpowiednio podgrzanej mieszance wosku z polimerami.
Mr Vintage – Pomysłodawca projektu
Promocja młodego polskiego rzemiosła to pomysł, który od dawna chodził po głowie blogerowi modowemu, Mr Vintage.
Odwiedził on wiele polskich pracowni, w których młodzi ludzie z pasją i zaangażowaniem zajmują się niemalże zapomnianymi rzemiosłami.
Mo61 Perfume Lab
Zacznę od Mo61 Perfume Lab. To perfumeria założona w 2014 roku. Charakteryzuje się projektowaniem zapachów od zamówienie. Michał Jeger – założyciel marki Mo61 od dziecka fascynował się zapachami i starał się nie tylko zdobywać teoretyczną wiedzę na temat swojego hobby. Z czasem przekuł zabawę w naukę, szlifował rzemiosło we Francji. Owoce tego możemy podziwiać chociażby w Warszawie na Mokotowskiej – w siedzibie firmy Mo61.
Ja otrzymałem flakon domowych perfum inspirowanych Maker’s Mark.
Czarny, matowy flakon ze złotą zakrętką – prezentuje się bardzo okazale. Całość zapakowana w czarne pudełko wsunięte do kremowego etui z logo MM. Sam zapach natomiast bardziej kojarzy mi się z zimą, rozgrzanym kominkiem i grzańcem. Na pierwszy plan wyraźnie wysuwa się cynamon, toffi, goździki, skóra, różowy pieprz, wanilia, piżmo i drzewo sandałowe. Jednak odrobinę bourbonowych nut też można się tutaj doszukać. Aromat jest bardzo przyjemny i aż korci, żeby spróbować 😉
Więcej na temat tego, jak powstają perfumy w tej małej, kraftowej pracowni, możecie zobaczyć na blogu Mr Vintage (bezpośredni link <tutaj>)
Kuźnia Barona
Kolejnym gadżetem, który chciałbym opisać jest nóż. Na pierwszy rzut oka, to nożyk, jak każdy inny. Jednak już po wzięciu go w dłonie czuć jego jakość. Podoba mi się drewniana, ręcznie wykonana rękojeść z logo MM.
Jest to dzieło młodego kowala – Konrada Barona, który swoją pasję przekuł na pracę i stworzył Kuźnię Barona, w której powstają wysokiej jakości noże dla szefów kuchni. Bardzo ciekawi mnie to, że wspomniany Konrad, mówi o „miłości do metalu” praktycznie odziedziczonej po rodzicach (którzy byli złotnikami). Teraz wytwarza spersonalizowane, bardzo funkcjonalne noże na zamówienie, które przy okazji świetnie wyglądają. Bardzo podoba mi się takie podejście do tematu, do swojej pracy. Jako kucharz, pracujący od 1999 roku w tym zawodzie, jestem pełen podziwu dla rzemiosła, które wykonuje się w Kuźni Barona.
Wywiad z tym młodym rzemieślnikiem możecie przeczytać <tutaj>
Ceramiczny kubek – Manufaktura MUAS
Kolejna manufaktura, o której chciałbym napisać kilka słów to MUAS – pracownia ceramiczna.
Ceramiczny kubek z logo MM, to także rękodzieło. Każdy z takich kubków wygląda trochę inaczej (podobnie jak każda butelka whisky Maker’s Mark). Założycielka i współtwórczyni marki MUAS wcześniej studiowała architekturę i urbanistykę. Nie trudno się domyślić, że po takich studiach nie powinno być problemów z propozycjami pracy. Jednak Kati Romanowska poszła w zupełnie innym kierunku, a jej pasją stała się właśnie ceramika i rękodzieło.
Surowy, rustykalny styl w połączeniu z żywymi kolorami naprawdę daje piękny efekt. Na początku pomyślałem, że owa ceramika może posłużyć, jako stylowa doniczka, jednak okazuje się, że z powodzeniem można jej użyć jako kubka do napojów.
Link do wywiadu z założycielami MUAS Pracownia Ceramiczna, <tutaj>
Kaletnictwo Vanilla Custom Leather
Skórzane etui na laptopa/tablet dokładnie obejrzałem z każdej strony. Jest dość rustykalne, piękne w swej prostocie i bardzo solidne. Ciekawy byłem firmy oraz rzemieślnika, który je wykonał.
Vanilla Custom Leather z siedzibą w Gdańsku to manufaktura kaletnicza, w której można zamówić spersonalizowane etui na noże, paski, portfele, czy siedzisko na motocykl. Michał Tysarczyk –dawniej właściciel dobrze prosperującej knajpy w dużym nadmorskim mieście, zostawił lokal i zajął się w 100% wytwarzaniem skórzanego rękodzieła. Na początku dla znajomych. Później dla znajomych znajomych, aż w końcu, mimo iż nadal jest to jednoosobowa firma, manufaktura rozwinęła się na tyle, że wykonuje mnóstwo zleceń również dla odbiorców zagranicznych.
Wszystko nadal wykonywane jest ręcznie – bez żadnej automatyzacji, elektroniki, czy chociażby elektrycznych narzędzi.
Bardzo się cieszę, że mogłem wziąć udział w tym projekcie i pokrótce przedstawić ten temat na blogu. W świecie, gdy wszędobylska automatyzacja zdaje się dominować w niemalże każdej dziedzinie naszego życia, okazuje się, że prawie zapomniane, prawdziwe rzemiosło zaczyna powoli rozkwitać. Oby tak dalej. Każdy z opisanych wyżej przedmiotów bardzo mi się podoba. Szkoda tylko, że nie wiem kto wykonał tę drewnianą skrzynię, która również całkiem zacnie się prezentuje