Będąc na którymś z festiwali, pewien blogger whisky skłonił mnie do spróbowania 20-letniego wina. Było to Rivesaltes Ambre 20 Ans D’age. Z ciekawością poszedłem do stoiska, poprosiłem o kieliszek i sporządziłem notkę smakową, która dziś idzie w świat.
Casas de Muria Porto Ruby to było pierwsze porto, jakie udało mi się kupić. Pamiętam, że kupiłem je przede wszystkim po to, żeby lepiej poznać i zrozumieć whisky leżakowane w beczkach po tym winie.
Od kiedy zacząłem interesować się whisky, zacząłem też zwracać uwagę na rodzaje beczek potrzebnych do jej produkcji. Zacząłem próbować bourbony, sherry, Madera, Marsala i oczywiście Porto. Dziś w kieliszku ląduje Royal Oporto White Porto. Wino białe, przynajmniej teoretycznie, jednak jeśli przyjrzymy się jego barwie, można mieć co do tego małe wątpliwości. Podobnie, jak to ma miejsce w przypadku sherry Cream, lub PX, kolor nie pochodzi jedynie z winogron, a ze specyficznego procesu produkcji, ale o tym innym razem.
Jeśli chodzi o wina, to najchętniej wybieram sherry. Po porto sięgam trochę rzadziej, a głównym powodem jest to, że według mnie, wina te najczęściej są po prostu zbyt słodkie. Raz udało mi się nawet znaleźć „wytrawne” białe porto, które opisałem już na blogu (recenzja – tutaj). Jednak określenie „dry” było zdecydowanie na wyrost i porto to przypominało bardziej półsłodkie, niż wytrawne wino. Dzisiaj w kieliszku znalazło się Delaforce Fine Ruby Port, więc od razu nastawiam się na olbrzymią dawkę słodyczy.
Podczas pisania na blogu, zazwyczaj skupiam się na whisky lub innych starzonych alkoholach. Jeśli już biorę się za wina, to raczej są to wina wzmacniane, leżakowane – Sherry, Porto, Madera, Marsala itp. Jednak tutaj postanowiłem odejść od tej reguły i wziąć na warsztat Staffer 2017 Par Jour – niemieckie wino białe.
Coraz więcej porto pojawia się na blogu, były Tawny, były Ruby, pojawiły się też edycje z oznaczeniem wieku. Jednak do tej pory nie miałem okazji opisywać porto białego, a już w ogóle nie miałem do czynienia z edycją wytrawną. Wydaje się więc, że Porto Astrada Dry White Port Wine pozwoli mi „upiec dwie pieczenie na jednym ogniu”.
W życiu większości fanów whisky, przychodzi taki czas, że po spróbowaniu wszelakich GlenDronachów, Glengoyne’ów, A’bunadhów i innych sherry-bomb, przychodzi czas na poznanie samego sherry. Po jakimś czasie do mojego barku trafiło też Real Tesoro Oloroso.
O samym procesie produkcji tego wina nie będę się rozpisywał, bo w ogóle się na tym nie znam, jednak mogę z czystym sumieniem polecić blog „Z Innej Beczki”, z którego można się na ten temat naprawdę dużo dowiedzieć.
Ze mną było tak, że od samego początku, fascynowały mnie różnice między whisky z beczek po bourbonie a tymi z beczek po sherry. Dlatego dość szybko zacząłem się też interesować samymi bourbonami (dość sporo opisałem już na blogu), ale też zacząłem próbować różnych sherry. Najpopularniejsze z nich, to bardzo słodkie Pedro Ximenez (PX), wytrawne oloroso i cream – mieszanka oloroso i PX. Continue reading „Real Tesoro Sherry Oloroso – recenzja wina”
Rzadko opisuję wina, a kiedy już to robię, daruję sobie wystawianie punktów. Skupiam się tylko na opisie wrażeń automatyczno-smakowych itd. Inaczej rzecz się ma, jeśli chodzi o wina leżakowane. Sherry, madeira, marsala, czy właśnie porto stanowią wyjątek od tej reguły. Już dawno zacząłem się interesować tego typu (leżakowanymi) winami, żeby lepiej zrozumieć whisky. Tym razem padło na Kopke Fine Ruby Porto.
To, co tak bardzo ujmuje mnie w whisky (a także w innych leżakowanych destylatach) to ten niesamowity wpływ drewnianej beczki… dlatego spośród różnych Porto, zdecydowanie wolę Tawny, z powodu mniejszych beczek, przez co ich wpływ jest zdecydowanie bardziej wyczuwalny. Ale Ruby też nie pogardzę 😉 Continue reading „Kopke Fine Ruby Porto – recenzja wina”